niedziela, 2 grudnia 2018

Dzień 2567.

Znów się wszystko pojebało. Jak się po czasie okazało wylądowałam na totalnej patologii, gdzie działy się naprawdę dziwne rzeczy. W drodze do pracy minęłam chłopaka, który się powiesił. Co najlepsze przyjechał ok 30 km na bungale, wziął 10 piguł i powodem była jego dziewczyna. W dzień Wszystkich Świętych. W pracy mówili mi, że często ktoś "odbiera" tu sobie życie, a szef który jest dilerem wyjaśnił, że dla nowych ludzi może to być problematyczne, jednak z niektórymi inaczej postępować się nie da. Wtedy dopiero poskładałam sobie wszystko w głowie, gdy zobaczyłam ruską mafię. W następny dzień dziewczyny mnie stamtąd zabrały, przestałam czuć się bezpieczna. Często bywałam u szefa, chętnie częstował mnie jaraniem, haszem, aż w końcu zaproponował mi mieszkanie u niego, a przecież nie byłam sama. Rzucił, że nie będę musiała się martwić o imprezy i dostęp do wszystkiego za darmo. Wiadomo co miał na myśli. Kranczips wtedy ćpał fetę ostro, przez trzy tygodnie miał depresję, groził mi że odbierze sobie życie, chlał non stop aż czara goryczy przelała się i biegał z nożami po bungalach, krzyczał że nie zbiją go tak łatwo, myślał, że wszyscy przeciwko niemu spiskują i tak jak tego chłopaka, chcą pozbawić życia.

Zrezygnowałam z pracy z dnia na dzień przez co do tej pory mam problemy. U dziewczyn byłam 2 dni, one też mieszkają z ćpunami, którzy się wkurwiali że tam jesteśmy. Nie wytrzymałam tego, spakowałam niezbędne rzeczy bo chciałam na stopa wracać do Polski. Nie miałam pieniędzy, jedzenia ani schronienia. Mel nie puścił mnie samej, zrozumiał chyba swój błąd i po kilkugodzinnej jeździe na stopa przez Holandię udało mu się znaleźć nocleg u znajomego Holendra który mówi po polsku. Najpiękniejsze jest to, że gdy jeździliśmy z ludźmi opowiadaliśmy jak do tego doszło, że firma nam nie wypłaciła pieniędzy przez cały miesiąc pracy etc. próbowali nam pomóc finansowo. Kupiłam jedynie fajki oraz wodę by nie czuć głodu i ruszyliśmy na jedyną drogę, która prowadziła do naszego miejsca docelowego - autostradę. Było ciężko, bo noc, weekend, zima, ciężkie torby no i miejsce w którym nie można było się zatrzymać, a tym bardziej stać. W Maku dostaliśmy kartkę, napisaliśmy miejscowość i próbowaliśmy. Mimo tej beznadziejnej sytuacji byłam w takim pozytywnym nastroju, że sama się dziwiłam co ja odkurwiam. Chciałam podróż na stopa to proszę bardzo. Los mi ją zafundował szybciej niż myślałam.

Na nasze szczęście jechaliśmy do miasta które bardzo dobrze znamy, Mike zaprowadził nas do domu ojca u którego obecnie jesteśmy. To wspaniały bezproblemowy człowiek do lutego na spokojnie możemy tutaj być, dał nam czas byśmy się ustabilizowali finansowo, pomagał ze znalezieniem pracy, naprawdę ze świecą szukać takich ludzi.

Wysłałam multum CV do polskich jak i zagranicznych firm ale ciężko na szybko coś znaleźć, aż całkiem przypadkiem trafiłam na ogłoszenie do poczty holenderskiej, gdzie Mel był rok temu. No i udało się! Już 2 tygodnie pracy za nami, niestety jest ona tylko do końca grudnia, ale kierownik sam podpowiedział nam gdzie mamy szukać zatrudnienia tu na stałe a gdy będzie trzeba może wystawić nam rekomendację, gdyż jesteśmy jedynymi Polakami z naszej grupy którzy mówią po angielsku i mniej więcej czają holenderski. Tak więc mam swoja grupę, pracuję a poza tym jestem tłumaczem. Podejrzewam, w sumie da się odczuć że współpracownicy nie lubią nas za to, że mieszkamy na "prywatnym", kierownicy rozmawiają i żartują tylko z nami ale nie dbam o to. Przez to co musiałam przejść by znaleźć się w tym miejscu,
w tej pracy nikt nie zrozumie i nie jest w stanie zniszczyć mojej motywacji by zostać w niej tytle długo na ile jest to możliwe.




P.S. Dziewczyny są na mnie śmiertelnie obrażone i bardzo się z tego cieszę. Ćpają na potęgę, a ja takich koleżanek nie chcę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz