Cały tydzień był przepiękny. Mało jedzenia, dwa dni na głodówce, czuję się świetnie.
Bilans sprzed dwóch dni:
śniadanie - nic.
obiad - nic.
kolacja - nic.
Jednak zjadłam w między czasie kilka brzoskwiń, ale to nic wielkiego, w końcu zwykły owoc.
Bilans z wczoraj:
śniadanie - nic.
obiad - troszeczkę spaghetti, z moim nowym sosem własnym, który mi wyszedł dość dobrze. :)
kolacja - kubek kakałka.
Mam nadzieję, że dalej utrzymam takie bilanse, dziś o 10 zjadłam kromkę chleba, który dała mi koleżanka, ale tylko dlatego, że strasznie mi burczało w brzuszku i na całą klasę było słychać.
Jadę na weekend do Cieszyna, więc będę mogła spokojnie rzygać w razie czego no i będę ćwiczyć, obecnie w moim małym pokoiku nie mam miejsca by robić te ćwiczenia co wcześniej.
Edit: Ona dalej jest ze mną, choć czuję się jakbym po raz pierwszy wchodziła w świat motylków; trzeba mi kupić jakiś czerwony sznureczek, bo moje własnoręczne bardzo szybko się zrywały. Jestem strasznie podjarana, nie dlatego, że nie jem, że chudnę, tylko dlatego, że znów pokażę - wiem to, że mi się uda - że jeśli się chce i dąży do czegoś, to osiągnie się to. Tak więc znów pragnę poczuć te 36 kg, tym razem na dłużej. Na zawsze. <3
Brakuje mi miłości i czułości. ;-;
kurcze, nigdy nie wytrzymałam nawet 1 dnia na głodówce;/
OdpowiedzUsuńJa pierdole, właśnie mi uświadomiłaś,że na głodówce nie byłam od wieków. Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńTotalna inspiracja.
OdpowiedzUsuńNie głódź się,prosze,bo to prowadzi tylko do śmierci.. ja przez takie coś walczę teraz o życie.. :(
OdpowiedzUsuńPs: Mój blog to: www.lekko-pysznie-i-zdrowo.blogspot.com