piątek, 15 maja 2015

Dzień 1272.

Strasznie długo zwlekałam z napisaniem tego posta. Jak to u mnie, dużo się działo i pewnie będzie jeszcze gorzej. Sytuacja w domu jest z dnia na dzień coraz bardziej napięta. Wisi nade mną bomba, która czeka na odpowiedni moment by wybuchnąć.

Nie rozumiem jakim trzeba być materialistą i konsumpcjonistą, by wytykać wnuczce każdą kawę czy każdą jedną złotówkę. Moja wspaniała babcia chowa jedzenie bym dużo nie jadła i wraz z ojcem karze mi chodzić do pracy, bym zarobiła na podpaski. Przecież to istny absurd. Mam szkołę, nieskończone 18 lat i jedynym moim obowiązkiem przed którym nie mogę uciec to właśnie nauka. Nonsens. Żyję z samymi idiotami. Pragną bym była wykształcona, jednocześnie bym nie chodziła do szkoły.

Najbardziej jest mi szkoda Mateusza, który wziął się za siebie, ciężko pracuje i w dodatku znosi codzienne wojny z moją rodziną. Musi mnie naprawdę kochać, któż inny poświęciłby się? Nie wierzę, że próbuje złagodzić całą sytuację kiedy mnie krew zalewa. Równie dobrze mógłby wrócić do siebie, a na odchodne rzucić tekstem: "pieprze taki związek".

Chcą mnie wyrzucić z domu więc do listopada muszę znaleźć jakiekolwiek mieszkanie. Później matura i bajlando za granicę. Jak najdalej od tego przeklętego miejsca. Niech kiedyś ojciec, babcia czy chociażby kuzyn potrzebowali pomocy. Taki chuj, u mnie jej nigdy nie znajdą - za to ile przez nich wycierpiałam. Gdy potrzebowałam wsparcia, nie dostałam go. Jedynie po fakcie, gdy byli zmuszeni odbierać mnie ze szpitala. W dodatku od niechcenia by stwarzać pozory.

Życie mi dało i daje ciągle mocno po dupie. Na szczęście mam osóbkę, która jest moją ostoją i wspiera mnie w tym co robię. Idealnie nie jest ale potrafię cieszyć się z małych rzeczy. Pragnę tylko osiągnąć dwa cele - praca i pokazanie tym, którzy we mnie nie wierzyli i uprzykrzali mi na każdym kroku życie, że mogą mnie pocałować w dupę. Nie zapominam, gdy ktoś dąży do mojego nieszczęścia, kiedyś los się odpłaci.

Jak się wali to wszystko naraz. Okres spóźnia mi się już 3 tygodnie, aczkolwiek to zapewne wina moich problemów zdrowotnych. Mam nadzieję. W przeciwnym wypadku mogę już się pakować i nigdy nie pokazywać w domu. Przykro mi, że nie mam oparcia w najbliższych. Nieraz większą miłością, współczuciem i pomocą obdarzyli mnie znajomi aniżeli rodzice. Podziwiam swoją osobę, która znalazła tak ogromną siłę, by pokierować samą siebie i wyszła z totalnego kryzysu emocjonalnego.

Waga: równe 41kg. Nie chcę chudnąć, a to wszystko przez stres. ;-;

Tak się bawilim w Rybniku. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz